843 strony. Dwa dni.
Pięć herbat.
I ciągły strach o to, że ktoś w tej książce zginie.
To właśnie zafundowała mi Królowa Cieni Sarah J. Maas, czwarta część Szklanego Tronu.
opis (można sobie przewinąć):
Sarah J. Maas wznosi się na wyżyny w pasjonującym czwartym tomie bestsellerowej serii Szklany Tron!
Celaena Sardothien do tej pory traciła wszystkich, których kochała. Zamordowano jej rodziców, jej ukochany, Sam, także zginął w męczarniach. Jej przyjaciółka, Nehemia, poświęciła życie, by Celaena mogła odkryć swoje dziedzictwo i pójść za przeznaczeniem… Ale dość tego. Teraz, gdy okiełznała już swoją moc, nadszedł czas na zemstę. Dziewczyna znana do tej pory jako Zabójczyni Adarlanu zniknęła – narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa podbitego przez Adarlan Terrassenu.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to, by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na Rowana. Rowana – walecznego księcia-wojownika Fae, jej carranama, bratnią duszę – do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to, by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na Rowana. Rowana – walecznego księcia-wojownika Fae, jej carranama, bratnią duszę – do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia.
Mroczne bestie i magiczne moce, szalona namiętność i pragnienie zemsty. Sarah J. Maas w czwartym tomie bestsellerowej serii Szklany Tron porywa i zaskakuje jeszcze bardziej niż do tej pory.
Mamy więc Aelin i resztę jej dworu, którzy przebywają w stolicy i są zaplątani w masę intryg, z których muszą się wyplątać (i przeżyć).
Dodatkowo pojawiają się też rozdziały z perspektywy Manon, Doriana oraz nowej bohaterki, Elide.
Dodatkowo pojawiają się też rozdziały z perspektywy Manon, Doriana oraz nowej bohaterki, Elide.
Plusy:
Książka mnie wciągnęła. Nie bez powodu poświęciłam jej półtorej dnia (z przerwami na jedzenie, kichanie i sprzątanie pokoju) i mnóstwo emocji. Nie bez powodu martwiłam się o każdą postać, zupełnie jakby chodziło o członka mojej rodziny.
Nie bez powodu byłam dumna z tego, kim stała się Manon i kim została Aelin oraz jej przyjaciele.
W dodatku podobała mi się narracja. Ciągłe przeskoki do opisów oczami Manon przeszkadzały mi na początku poprzedniego tomu - tu nie miałam już z tym żadnych kłopotów, a nawet cieszyłam się na ten zabieg.
Wielowątkowość należy do plusów tej serii.
Spodobało mi się także pojawienie się Elide, zupełnie nowej bohaterki.
I przemiana jaką w moich oczach przeszła Lysandra, kurtyzana dobrze znana nam z Zabójczyni (i tego, że chciałam ją wtedy rozszarpać, chociaż przeczuwałam, że jest inna i Sam lubi ją z jakiegoś powodu). Naprawdę. Kocham Lysandrę całym serduszkiem i chciałbym być tak dobrą aktorką i osobą jak ona.
Asterin jeszcze bardziej urosła w moich oczach, a z jakiegoś powodu Dorian trochę zmalał (pod koniec. Ale nie będę spojlerować, każdy może odebrać pewną scenę inaczej. Nadal lubię Doriana!).
Znienawidziłam Ardobynna (błagam, powiedzcie, że dobrze napisałam jego imię) do reszty - jak widzicie: same plusy.
Książka zaskakiwała mnie kilka razy, a Aelin zawsze miała parę asów w rękawie po to, by mnie oczarować.
Książka mnie wciągnęła. Nie bez powodu poświęciłam jej półtorej dnia (z przerwami na jedzenie, kichanie i sprzątanie pokoju) i mnóstwo emocji. Nie bez powodu martwiłam się o każdą postać, zupełnie jakby chodziło o członka mojej rodziny.
Nie bez powodu byłam dumna z tego, kim stała się Manon i kim została Aelin oraz jej przyjaciele.
W dodatku podobała mi się narracja. Ciągłe przeskoki do opisów oczami Manon przeszkadzały mi na początku poprzedniego tomu - tu nie miałam już z tym żadnych kłopotów, a nawet cieszyłam się na ten zabieg.
Wielowątkowość należy do plusów tej serii.
Spodobało mi się także pojawienie się Elide, zupełnie nowej bohaterki.
I przemiana jaką w moich oczach przeszła Lysandra, kurtyzana dobrze znana nam z Zabójczyni (i tego, że chciałam ją wtedy rozszarpać, chociaż przeczuwałam, że jest inna i Sam lubi ją z jakiegoś powodu). Naprawdę. Kocham Lysandrę całym serduszkiem i chciałbym być tak dobrą aktorką i osobą jak ona.
Asterin jeszcze bardziej urosła w moich oczach, a z jakiegoś powodu Dorian trochę zmalał (pod koniec. Ale nie będę spojlerować, każdy może odebrać pewną scenę inaczej. Nadal lubię Doriana!).
Znienawidziłam Ardobynna (błagam, powiedzcie, że dobrze napisałam jego imię) do reszty - jak widzicie: same plusy.
Książka zaskakiwała mnie kilka razy, a Aelin zawsze miała parę asów w rękawie po to, by mnie oczarować.
Minusy:
Mam wrażenie, że niektóre rzeczy w tej książce to jakiś żart.
Dopatrzyłam się nawet pewnej zależności: pierwsi ukochani naszych bohaterów muszą być martwi, by potem oni mogli znaleźć sobie kogoś innego.
Jak Aelin i Sam.
Rowan i ta kwiaciarka.
Dorian i Sorscha.
Lysandra i... Eee... No, wiecie o co chodzi.
Módlmy się tylko, żeby Chaola nie spotkało to samo.
I każdego innego bohatera, bo mam już tego dosyć.
I jak już jesteśmy przy tym, czy tylko ja mam wrażenie, że koło Aelin kręci się zbyt dużo adoratorów? Zupełnie jakby Sarah chciała wpakować do książki jak najwięcej testosteronu, a teraz nie mogła się z tego wyplątać.
Kochałam Sama. Serio.
Chaol też przez pewnien czas był dla mnie wspaniałym bohaterem. A teraz przypomina mi jakąś chodzącą porażkę z nielicznymi zaletami. Gdzie twoje wieczne uczucie do Celaeny, Chaol? Walić te bzdury o tym, że to była inna osoba niż teraz. Może i tak. Ale co z twoim uczuciem? ODDAJCIE MI CHAOLA, BO TA KOŃCÓWKA, W KTÓREJ PRAWIE BYŁ SOBĄ MI NIE WYSTARCZY.
I Rowan. W Dziedzictwie Ognia przeżywałam prawdziwy fangirling kiedy tylko się pojawiał. Teraz zaczął przypominać mi wiernego pieska swojej pani, zupełnie jakby ktoś zabrał ważną jego część. Chociaż nie czułam się tak przez całą książkę, to jestem tak ODROBINKĘ zawiedziona.
A tak bardzo go polubiłam.
Ale może to tylko takie wrażenie, które zniknie po przeczytaniu piątego tomu! (oby. Błagam).
Nie przeżyłam też tak silnych emocji jak podczas czytania Zabójczyni, czy Dziedzictwa Ognia, ale to możemy zwalić na moje przeziębienie. Jestem teraz jak chodzące zombie, łaknące książek.
Mam wrażenie, że niektóre rzeczy w tej książce to jakiś żart.
Dopatrzyłam się nawet pewnej zależności: pierwsi ukochani naszych bohaterów muszą być martwi, by potem oni mogli znaleźć sobie kogoś innego.
Jak Aelin i Sam.
Rowan i ta kwiaciarka.
Dorian i Sorscha.
Lysandra i... Eee... No, wiecie o co chodzi.
Módlmy się tylko, żeby Chaola nie spotkało to samo.
I każdego innego bohatera, bo mam już tego dosyć.
I jak już jesteśmy przy tym, czy tylko ja mam wrażenie, że koło Aelin kręci się zbyt dużo adoratorów? Zupełnie jakby Sarah chciała wpakować do książki jak najwięcej testosteronu, a teraz nie mogła się z tego wyplątać.
Kochałam Sama. Serio.
Chaol też przez pewnien czas był dla mnie wspaniałym bohaterem. A teraz przypomina mi jakąś chodzącą porażkę z nielicznymi zaletami. Gdzie twoje wieczne uczucie do Celaeny, Chaol? Walić te bzdury o tym, że to była inna osoba niż teraz. Może i tak. Ale co z twoim uczuciem? ODDAJCIE MI CHAOLA, BO TA KOŃCÓWKA, W KTÓREJ PRAWIE BYŁ SOBĄ MI NIE WYSTARCZY.
I Rowan. W Dziedzictwie Ognia przeżywałam prawdziwy fangirling kiedy tylko się pojawiał. Teraz zaczął przypominać mi wiernego pieska swojej pani, zupełnie jakby ktoś zabrał ważną jego część. Chociaż nie czułam się tak przez całą książkę, to jestem tak ODROBINKĘ zawiedziona.
A tak bardzo go polubiłam.
Ale może to tylko takie wrażenie, które zniknie po przeczytaniu piątego tomu! (oby. Błagam).
Nie przeżyłam też tak silnych emocji jak podczas czytania Zabójczyni, czy Dziedzictwa Ognia, ale to możemy zwalić na moje przeziębienie. Jestem teraz jak chodzące zombie, łaknące książek.
Podsumowanie:
Jeśli istnieje jeszcze na świecie ktoś, kto nie przeczytał tej serii, niech się nie waha. Historia zawarta w Szklanym Tronie i następnych tomach to coś, co warto znać i co warto przeżyć.
Te książki zapewniają masę emocji i z każdym tomem rozkręcają się coraz bardziej.
Chociaż przygodę z bohaterami Szklanego Tronu zaczęłam trzy lata temu (2013 rok, czyli czasy prehistoryczne), to nie żałuję ani minuty czekania na kolejne wieści o ich losach i ani sekundy poświęconej na zgłębianie ich przygód.
Może nie każdy się ze mną zgodzi, ale ja mogę tylko powiedzieć, że naprawdę warto.
Jeśli istnieje jeszcze na świecie ktoś, kto nie przeczytał tej serii, niech się nie waha. Historia zawarta w Szklanym Tronie i następnych tomach to coś, co warto znać i co warto przeżyć.
Te książki zapewniają masę emocji i z każdym tomem rozkręcają się coraz bardziej.
Chociaż przygodę z bohaterami Szklanego Tronu zaczęłam trzy lata temu (2013 rok, czyli czasy prehistoryczne), to nie żałuję ani minuty czekania na kolejne wieści o ich losach i ani sekundy poświęconej na zgłębianie ich przygód.
Może nie każdy się ze mną zgodzi, ale ja mogę tylko powiedzieć, że naprawdę warto.
Ocena:
9,5/10
9,5/10
Uwagi:
(Lubimyczytac podaje, że książka ma jednak 848 stron, ale cii. Te puste się nie liczą)
Tylko takie zdjęcie udało mi się znaleźć, mam nadzieję, że nie jest zbyt tragiczne.
Nox,
- A.
- A.